Oprócz komiksów w pełni autorskich, Will Eisner chętnie adaptował na potrzeby opowieści rysunkowych również literaturę. Wydany pierwotnie dwa lata przed śmiercią Amerykanina „Żyd Fagin” jest nowym spojrzeniem na „Olivera Twista” Charlesa Dickensa. Dodajmy – dość archaicznym w stylu, ale bardzo interesującym.
Ja jestem Żyd z „Olivera Twista”!
[Will Eisner „Mistrzowie Komiksu: Żyd Fagin” - recenzja]
Oprócz komiksów w pełni autorskich, Will Eisner chętnie adaptował na potrzeby opowieści rysunkowych również literaturę. Wydany pierwotnie dwa lata przed śmiercią Amerykanina „Żyd Fagin” jest nowym spojrzeniem na „Olivera Twista” Charlesa Dickensa. Dodajmy – dość archaicznym w stylu, ale bardzo interesującym.
Will Eisner
‹Mistrzowie Komiksu: Żyd Fagin›
Choć zmarł, mając prawie dziewięćdziesiątkę na karku, do końca życia pozostał bardzo aktywnym twórcą. Ostatnią swą powieść graficzną – „Spisek. Tajemnicze dzieje Protokołów Mędrców Syjonu” – opublikował w 2005 roku, krótko przed śmiercią. Dwa lata wcześniej natomiast światło dzienne ujrzał „Żyd Fagin”, czyli wariacja – mimo że trzymająca się litery powieści – na temat „Olivera Twista” Charlesa Dickensa. Duży wpływ na zainteresowanie się tą właśnie postacią wymyśloną przez dziewiętnastowiecznego klasyka prozy angielskiej miało pochodzenie Willa Eisnera, który urodził się co prawda na nowojorskim Brooklynie, ale jego rodzice przybyli doń z państwa rządzonego przez dynastię Habsburgów. Był Żydem i trudno się dziwić, że tak bardzo irytował go jednostronny, stanowiący idealną pożywkę dla różnego autoramentu antysemitów, portret starego pasera i złodzieja. Jednocześnie też, jak sam przyznawał, chciał w ten sposób po części odpokutować za grzechy młodości, kiedy to w serii „Spirit” wykreował – powielającą wiele ówczesnych stereotypów na temat czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych – postać Ebony’ego.
Losy Mosesa Fagina, syna Abrahama i Racheli, emigrantów z Czech, poznajemy w formie retrospekcji, gdy w więziennej celi stary i sponiewierany Żyd przedstawia koleje swego życia samemu Dickensowi. Stara się niczego nie ubarwiać, choć i tak można odnieść wrażenie, że rzeczywistość oddana w formie rysunków mimo wszystko nie dorównuje grozą światu, który otaczał mieszkańców londyńskim slumsów w latach 30. XIX wieku (pierwsze wydanie „Olivera Twista” ukazało się bowiem w 1838 roku). Eisner dopowiada to, czego – jego zdaniem – zabrakło w książce angielskiego klasyka. Poznajemy więc pełną nieszczęść młodość Fagina (chociaż bohater ma przecież imię, praktycznie przez cały czas określany jest jedynie swoim nazwiskiem, które tym samym urasta do rangi symbolu Zła), do którego co prawda od czasu do czasu Fortuna starała się uśmiechać, ale za każdym razem na drodze do pomyślności stawała bądź ludzka zawiść, bądź okrutny przypadek.
Wcześnie osierocony, przez swego ojca nauczony jedynie okradania innych, chłopiec zaczyna swą drogę do dorosłości, która wiedzie bardzo krętymi ścieżkami. W efekcie co rusz ląduje na ulicy i – aby przeżyć – schodzi na drogę przestępstwa. Płaci za to bardzo wysoką cenę – wpadłszy w ręce wymiaru sprawiedliwości, zostaje skazany na zesłanie do kolonii. Tam poznaje, co to piekło na ziemi, ale udaje mu się z ogromnym trudem i wbrew nieprzyjaznym ludziom wydźwignąć z moralnego upadku i po latach wrócić do Londynu. Nie mając jednak innych możliwości zarobkowania, na nowo zostaje paserem; skupuje mniej lub bardziej wartościowe przedmioty, które przynoszą do niego młodociani uliczni złodzieje – dzieci tak samo jak on przetrącone przez niesprawiedliwy los. Pewnego dnia trafia do Fagina młody Oliver Twist (w komiksie zastosowano spolszczoną wersję imienia).
Resztę historii znają doskonale ci wszyscy, którzy czytali pierwowzór literacki albo oglądali którąś z ekranizacji filmowych (chociażby tę autorstwa Romana Polańskiego sprzed dziewięciu lat). Czy warto w takim razie sięgać po komiks Eisnera? Na pewno. I nie tylko dlatego, że opowiada o tym, czego w powieści Dickensa nie ma lub co jest potraktowane po macoszemu. To zwyczajnie zajmująca historia; mimo pewnego archaizmu, przedstawiona w sposób, który nie pozwala oderwać się od niej przed dotarciem do finału. Eisner na wszystko, również na Olivera Twista, patrzy oczyma Fagina – człowieka, który przez lata toczy w sobie zaciętą i w zasadzie do końca pozostającą bez rozstrzygnięcia walkę pomiędzy Dobrem i Złem. Choć jest zachłanny i ma skłonności do okrucieństwa, pozostała w nim – w przeciwieństwie do kompana od przestępstw, Billa Sikesa – nutka człowieczeństwa. Z jednej strony boi się konsekwencji związanych z porzuceniem przez Olivera ich szajki, ale z drugiej – kibicuje chłopcu, życzy mu jak najlepiej, mając nadzieję, że Twistowi uda się to, co nie udało się w młodości jemu – zostać uczciwym człowiekiem.
Eisner nie idzie jednak na łatwiznę, dlatego nie przeinacza wydźwięku powieści Dickensa, nie czyni Fagina jedynie ofiarą nieszczęśliwego zbiegu wydarzeń. Stary Żyd nie może wszystkiego zrzucić na niesprzyjający mu Los, wielokrotnie bowiem temu Losowi dopomógł. W warstwie wizualnej komiks nawiązuje do dziewiętnastowiecznych rysunków prasowych i ilustracji, jakie znalazły się w pierwszym wydaniu „Olivera Twista” autorstwa George’a Cruikshanka. Postaci są przedstawione w sposób karykaturalny, co naturalistycznej przypowiastce Dickensa nadaje nieco lżejszy charakter. Eisner starał się również z dużym pietyzmem oddać realia epoki, co – biorąc pod uwagę, że posługiwał się czarno-białymi kadrami o niewielkich rozmiarach – graniczyło niemal z cudem. Ale udało się. Bo przecież wziął się za to mistrz nad mistrze! Zresztą sam sposób kadrowania, przydający całej opowieści niezwykłej wręcz dynamiki, znamionuje specjalistę najwyższej klasy. Inna sprawa, że cokolwiek pozytywnego napisze się o Willu Eisnerze, i tak nie odda to jego geniuszu.